WSZYSTKIE WyWIADY

S.

Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś przyszłam do Sejmu, a tam jeden prezes firmy do drugiego skomentował na pół korytarza: “czy znasz już panią, najpiękniejszą dziennikarkę” tak, że słyszeli to wszyscy na korytarzu.

W mediach pracuje od kilku lat, obecnie w internecie.

Dostawałam SMS-a za SMS-em, liczne wiadomości i DM-y w serwisach społecznościowych. Może nie były tak bardzo bezpośrednie, z propozycjami seksualnymi wyrażonymi wprost, ale nawet te sugerujące inne podejście do mnie niż stricte zawodowe, utrudniały mi pracę, sprawiały, że zaczęłam się czuć bardzo niekomfortowo.

Dostawałam wiadomości, które w niewybredny sposób komentowały mój wygląd i miały seksualny charakter. Na przykład gość potrafił mi napisać po zawodowym spotkaniu, które było oficjalne, o ściśle określonym temacie: „bardzo lubię z tobą rozmawiać. Dziękuję za dzisiaj. Jeśli dasz się namówić na kolację, to będzie mi bardzo miło, a ja przygotuję odpowiedź na twoje pytanie”. Pytanie, które było merytoryczne, związane z tematem spotkania. Jak mu wtedy nie odpisałam, to napisał: „uśmiechnij się”. I potem znowu: „dasz się namówić na kolację?”. Co powinnam zrobić, jeśli zależy mi na uzyskaniu tych informacji, ale chcę, aby nasza relacja pozostała wyłącznie profesjonalna? To często są tego typu dylematy. Unikałam w takich sytuacjach odpowiedzi, bo nie chciałam być dla tych rozmówców niemiła, żeby nie zaszkodzić swojej redakcji. Uważałam, że odpowiadam również za wizerunek firmy, więc wolę się wymigiwać niż mówić wprost, co o tym myślę.

Był też inny facet, który pisał mi po nocach, na przykład o 1, 2 w nocy, że spodobało mu się jak piszę i że ja mu się spodobałam. A potem, że „umówienie się ze mną to droga przez mękę”. Pisał do mnie długo, pod byle pretekstem.

Pracuję w mediach, gdzie większość to mężczyźni i notoryczne zdarza mi się słyszeć takie nacechowane seksualnie teksty od menedżerów w wieku 50, 60 lat: “o, jaka piękna dziennikarka przyszła dzisiaj na rozmowę”, “ja powiem koledze, żeby z panią porozmawiał, bo pani jest taka atrakcyjna”. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś przyszłam do Sejmu, a tam jeden prezes firmy do drugiego skomentował na pół korytarza: “czy znasz już panią, najpiękniejszą dziennikarkę” tak, że słyszeli to wszyscy na korytarzu. Takie komentarze miały być chyba w ich mniemaniu miłe, ale we mnie rosło tylko poczucie żenady, że pracuję nad tematem, zależy mi, aby być profesjonalną, a ci faceci i tak komentują głównie mój wygląd. Były też komentarze o figurze, nogach, które też miały mi chyba poprawiać humor, ale kiedy w pracy dostajesz je kilka razy w tygodniu, to sprawia, że zaczynasz zastanawiać się czy twoje wysiłki mają sens. Ja chcę się skupić na pracy, a oni w kółko tylko o wyglądzie.

Dzisiaj jestem już starsza i nie pozwalam na głupie komentarze na temat mojego wyglądu czy czegokolwiek. Ucinam rozmowę, albo odpowiadam w niby żartobliwym tonie, ale tak, aby rozmówca zrozumiał, że to mi nie odpowiada.

Myślę, że dużym problemem jest fakt, że w Polsce nie ma wiedzy i edukacji na temat tego, co jest dozwolone w relacjach między ludźmi, a co stanowi przekroczenie granic. Sama często nie do końca wiedziałam, co jest jeszcze do zaakceptowania, a co już niestosowne i co powinnam zgłosić swoim przełożonym. Wydaje mi się, że faceci też nie do końca to wiedzą. Myślą, że jeśli „od zawsze” się tak mówiło, to co mi szkodzi powiedzieć tak samo? Tyle, że czasy się zmieniają i zmieniają się też kobiety: już w większości nie chcą być traktowane w taki sposób.

Czułam się zażenowana wieloma wiadomościami, które otrzymywałam, ale znosiłam to, bo chciałam pracować i zajmować się określonym tematem. Niby dlaczego miałabym oddawać coś swoim kolegom tylko dlatego, że jakiś facet nie wie, gdzie są granice? Nie mówiłam o tym w redakcji, bo nie chciałam się skarżyć, a też bałam się, że zabiorą mi moją “działkę”, w której długo wypracowywałam kontakty. Taka padła propozycja na rozwiązanie problemu, kiedy raz nie wytrzymałam i powiedziałam szefowi, że mam problem z realizacją tematu, bo gość obraził się na mnie, kiedy odmówiłam pójścia z nim na drinka, a potem na obiad.

Bardzo mi zależało, żeby nie było żadnych podejrzeń co do mojej etyki pracy,

żeby nikt nie pomyślał o mnie, że cokolwiek osiągnęłam “przez łóżko”. Niestety, jeśli chodzi o mówienie o pracy kobiet w mediach, to jest to chyba najbardziej krzywdzący i niesprawiedliwy komentarz, który nie ma wiele wspólnego z prawdą.

Zmieniłam redakcję i odetchnęłam z wielką ulgą, kiedy stopniowo się to skończyło. Myślę, że sama musiałam też do tego dojrzeć – nie ma już w moim życiu miejsca na tolerancję wobec takich zachowań.

Osobną kwestią są liczne w Polsce kongresy i konferencje gospodarcze, na które często musiałam jeździć. Większość uczestników tych wydarzeń to są faceci. Szybko nauczyłam się, że w takich miejscach najlepiej „podczepić się” towarzysko pod kogoś znajomego, po to, żeby nigdzie nie chodzić sama – szczególnie na wieczorne eventy i spotkania. Bez tego trudno byłoby przetrwać bez zaczepek, nagabywania i niestosownych komentarzy.

Nigdy nie zapomnę też tego, gdy pojechałam na kilkudniową konferencję i byłam sama w hotelu, w którym odbywał się ten event. Byłam tam chyba jedną z pięciu kobiet na całym evencie, zresztą najmłodszą, bo średnia wieku wynosiła jakieś 50 lat. Ci starsi panowie poczuli chyba, że wyrwali się z domu i mówiąc wprost: szukali okazji żeby się zabawić. Na szczęście spotkałam tam znajomego, z którym czułam się bezpiecznie, więc przebywałam głównie w jego towarzystwie. Ale i tak nie zapomnę komentarzy obcych mężczyzn na temat mojego wyglądu. Była taka sytuacja, że siedziałam z tym znajomym, a obok przechodziło trzech facetów i mówili do mnie niewybredne teksty, a ja udawałam, że tego nie słyszę. Kiedy ruszyłam w stronę swojego pokoju, to ci sami goście poszli za mną i pytali: „jaki masz numer pokoju, dziewczyno. Może przyjdziemy do ciebie?”. Serce zaczęło mi bić wtedy mocniej, ale ucieszyłam się bardzo, bo spotkałam dwie poznane wcześniej kobiety z jednej z firm, więc zatrzymałam się i zagadałam do nich. Minęli nas i poszli dalej, chociaż jeszcze się za sobą oglądali.

Dziennikarki nie mają łatwo, bo na konferencjach i kongresach gospodarczych jest nawet do 90 proc. facetów, więc gdy przychodzi czas wieczorem, kiedy oni się upiją, to atmosfera robi się naprawdę nie do wytrzymania. Dlatego bardzo nie lubię jeździć na takie eventy, czy brać udziału w wieczornych imprezach.  Zawsze myślę sobie wtedy: “zaraz znowu będę słuchała tekstów nawalonych gości”. Wolałabym zostać sama w pokoju hotelowym, ale moja praca wymaga, żeby wychodzić, w końcu trzeba nawiązywać nowe kontakty. Za to teraz, kiedy wychodzę na eventy, staram się zawsze ubierać neutralnie, żeby “nie rzucać się w oczy” i nie przyciągać wzroku facetów. Z tego powodu nawet przestałam nosić sukienki czy spódniczki w pracy - może to śmieszne, ale wolę już nosić tylko spodnie.

W Polsce brakuje świadomości, czym jest przemoc: słowna, cielesna, jakakolwiek. Nie ma w tym zakresie żadnej edukacji.

W redakcji nadal głównie pracuję z facetami. Często słyszę w newsroomie typowe, męskie żarty, ale nie czuję się nimi urażona, nie są personalne. Za to moi redakcyjni koledzy na wspomnianych konferencjach i wyjazdach bardzo dbają, żebym np. wieczorem nie została sama. Choć nikt o tym nie mówi głośno, ja to widzę, że czuwają, abym zawsze czuła się bezpiecznie.