WSZYSTKIE WyWIADY

L.

W pewnym momencie po prostu włożył mi rękę za bluzkę i za stanik. Zamurowało mnie totalnie, po prostu nie wiedziałam, co mam zrobić. W końcu zabrałam tę jego rękę.

Dziennikarka telewizyjna, obecnie w innym zawodzie. 10 lat w mediach.

Pracowałam w ogólnopolskiej telewizji, do której trafiłam, nie mając żadnych koneksji. Pracowałam po 16 godzin dziennie, uwielbiałam swoją pracę i poświęcałam się jej całkowicie. Pracowałam na umowę zlecenie, więc cały czas musiałam szukać zleceń w innych redakcjach. Dopytywałam kolegów, czy ktoś nie potrzebuje dziennikarki do pomocy przy programie. Tak trafiłam na rozmowę kwalifikacyjną do bardzo dużego kanału TV, gdzie miałam na próbę zrobić jeden, dość skomplikowany felieton. Było w nim kilku bohaterów, dużo materiałów z archiwum – zajęło mi to wtedy trochę czasu. Sam montaż archiwalnych zdjęć trwał dwa dni.

Jak skończyłam montaż to szef tego kanału i redakcji poprosił mnie, żebym mu zgrała felieton na płytę i przyniosła pokazać. To był starszy, dystyngowany facet, uważał się za osobę wysoko postawioną, obytą w świecie, kulturalną. Powiedział mi, że on nie będzie przychodził na montaż, a zresztą jego biuro już jest zamknięte, więc ja mam przyjść do niego do domu, żeby mu pokazać ten materiał. Dodał, że mieszka blisko telewizji, więc to tak jakbym była nadal w pracy, w redakcji. Nie poczułam wtedy w tym nic bardzo dziwnego, a bardzo zależało mi na tej pracy.

Gdy zaniosłam mu tą płytę do domu, zaprosił mnie do środka, czego też się wtedy jakoś szczególnie nie spodziewałam. Myślałam, że wręczę mu płyty i wyjdę. Był w domu sam, pił czerwone wino, zaczął opowiadać o sobie, pokazywać mi jakieś puchary, nie pamiętam już dokładnie. Wziął do ręki moje CV i zaczął pogardliwie komentować moje doświadczenie, wyśmiewać redakcje, w których pracowałam wcześniej. Negował moje doświadczenie, jednocześnie proponując mi kieliszek wina, który wzięłam do ręki, żeby być grzeczną.

I tak siedzieliśmy, rozmawialiśmy, on był coraz bardziej natarczywy wobec mnie. Ta natarczywość polegała na tym, że był chamski, negował moje doświadczenie zawodowe, wręcz pomiatał mną jako dziennikarką. Teraz, gdy o tym opowiadam po fakcie, to jest dla mnie jasne, o czym myślał mówiąc do mnie: „pokaż mi kim jesteś”. Wcale nie chodziło mu o pracę, tylko chciał po prostu, żebym zrobiła z nim inne rzeczy w tym mieszkaniu. Wtedy byłam totalnie nieświadoma tego, nie spodziewałam się takich zamiarów. On chyba zauważył, że ja tego nie rozumiem i w pewnym momencie po prostu włożył mi rękę za bluzkę i za stanik. Zamurowało mnie totalnie, po prostu nie wiedziałam, co mam zrobić. W końcu zabrałam tę jego rękę. Do niczego więcej między nami nie doszło.

Nie wiedziałam, co powinnam zrobić – chciałam dać mu w twarz, ale bałam się, że mnie jeszcze oskarży. W końcu uważał się za bardzo wysoko postawioną osobę, a ja byłam młodą dziennikarką bez koneksji. Bałam się, że wystarczy jedno jego słowo i już po mojej karierze. I po prostu udałam, że sytuacja nie miała miejsca.

Dostałam wtedy jeszcze drugą propozycję pracy dla tej samej redakcji, gdzie on był szefem. Kompletował ekipę, która miała wyjechać na duży event do innego kraju. Było mi strasznie głupio, żeby odmówić, bo sama wcześniej prosiłam ludzi, żeby mi pomogli w kontakcie z tą redakcją i załatwili tam pracę. Wstydziłam się komukolwiek powiedzieć, co mnie spotkało w domu tego człowieka. Poza tym myślałam, że jak pojedziemy dużym zespołem, to przecież nic mi nie grozi z jego strony, bo tam będą inni ludzie, będzie z nami operator, więc nic mi się nie może stać.

Po przylocie na miejsce pojechaliśmy całym zespołem zameldować się w hotelu. Otworzyłam drzwi do swojego pokoju i weszłam z walizką do środka, a on wszedł wtedy tam za mną i powiedział coś, czego nigdy nie zapomnę: „rozumiem, że dzisiaj jesteś zmęczona, ale jutro ci włożę”. I po prostu wyszedł. Nie czekał na odpowiedź, bo był pewien, że cokolwiek usłyszę, to będzie dla mnie jak rozkaz. W końcu byliśmy w pracy.

Kolejne dni były koszmarem, był dla mnie bardzo niemiły, wręcz chamski.

Nawet ludzie, którzy mnie nie znali, widzieli że coś jest nie tak, że ja się nie zachowuję normalnie, że ręce mi się trzęsą przy śniadaniu i mam problem z utrzymaniem sztućców. Czekałam jak na wyrok, na to co się wydarzy. Myślałam ciągle o tym, co zrobię, gdy będę musiała mu się postawić, dać mu w twarz, wyrzucić go przez okno, wezwać pomoc. Nie wiem. Cokolwiek. Wzbierała we mnie ogromna złość i agresja. On zobaczył, że ja w ogóle nie reaguję na jego zachowania, gdzieś uciekam od niego, jestem jak najdalej, nie daję mu powodu, żebyśmy gdzieś się znaleźli bez świadków. To trwało około tygodnia, aż w końcu powiedziałam mu stanowczo nie. Przerzucił się wtedy na inną ofiarę - menadżerkę pewnej organizacji, która też mu stanowczo odmówiła.

Po powrocie do Polski słyszałam od niego niewybredne komentarze.  Mówił, że gdybym była grzeczna, to bym mogła dalej dla niego pracować, ale nie chciałam, to on nie będzie współpracował z kimś takim, bo jestem niegodna tej pracy.