WSZYSTKIE WyWIADY

M.

Jeden z liderów tej grupy odpisał mi, że wszystko jest aktualne, że jedziemy na ten weekend. Dodał też do wiadomości, żebym wzięła coś na komary, bo na miejscu będzie bardzo dużo komarów, i żebym wzięła bardzo dużo prezerwatyw.

Magdalena Chodownik, freelancerka.

Znajomy, który pracował dla dużej gazety międzynarodowej poprosił mnie, żebym mu pomogła z realizacją tematu: trochę jako researcher, a trochę jako fixer. Miałam mu zdobyć informacje, umówić pewne spotkania oraz dotrzeć do bohaterów jego reportażu. Praca nad tym tekstem zakładała, wyjazd z tymi ludźmi na weekend, który to wyjazd miałam zorganizować i towarzyszyć im na miejscu jako tłumacz. Umówiliśmy się na konkretną kwotę za całość tej pracy.

To był trudny temat i bardzo delikatna sprawa, bo ci panowie robili nie do końca legalne rzeczy, w związku z tym znalezienie ich zajęło mi bardzo dużo czasu. Długo też ich musiałam przekonywać, że zachowamy ich anonimowość, żeby się nie bali. Przed samym wyjazdem wysłałam SMS-a, żeby jeszcze raz wszystko potwierdzić. Jeden z liderów tej grupy odpisał mi, że wszystko jest aktualne, że jedziemy na ten weekend. Dodał też do wiadomości, żebym wzięła coś na komary, bo na miejscu będzie bardzo dużo komarów, i żebym wzięła bardzo dużo prezerwatyw.

Miałam tam być jedyną kobietą w tym gronie. Nie odpowiedziałam na wiadomość, ale odezwałam się do dziennikarza dla którego pracowałam i powiedziałam mu, że w takiej sytuacji nie jadę z nimi, bo nie mam zamiaru spędzać weekendu w gronie mężczyzn, którzy mi takie rzeczy piszą przed wyjazdem. Powiedział, że to rozumie i poprosił, żebym znalazła kogoś na moje zastępstwo.

W ten sposób straciłam zlecenie, nad którym pracowałam bardzo długo. Pieniądze miałam dostać po tym weekendzie, ale całą kwotę otrzymał mój kolega, który mnie wtedy zastąpił. Za research, spotkania, umawianie rozmów i dokumentację tematu nie dostałam pieniędzy. Ze względu na to, że stanowczo zareagowałam na niewłaściwe zachowanie tego mężczyzny i teksty o charakterze seksualnym, zostałam pozbawiona pracy i zarobku.

Chciałabym zwrócić na to uwagę: w sytuacjach, w których mamy do czynienia z wypowiedziami o charakterze seksualnym, co jest dla kobiety nie do przyjęcia, warto byłoby, aby inne osoby zaangażowane w projekt, potrafiły zachować się fair w stosunku do osoby, która czuje się niekomfortowo i rezygnuje.

Moja historia pokazuje, że nie zawsze jest tak, że krzywda dzieje się tylko ze strony sprawcy zachowań o charakterze molestowania seksualnego. Bo z reguły jest jeszcze całe zaplecze ludzi, którzy powinni jakoś zareagować, którzy powinni wspierać ofiary i są do tego odpowiednie mechanizmy, więc to nie jest tylko relacja między osobą molestowaną i molestującym. W mojej sytuacji zabrakło takiej empatii i wsparcia, reszta zespołu zainteresowana była tylko realizacją materiału.

Chciałabym, żeby to dobrze wybrzmiało: w momencie, gdy zrezygnowałam z wyjazdu, straciłam wynagrodzenie za całe zlecenie. Ze strony redakcji, która jak twierdziła, rozumiała dlaczego wycofałam się z projektu, nie otrzymałam propozycji zadośćuczynienia za to wszystko, co przepracowałam. Żeby znaleźć zastępcę na wyjazd weekendowy musiałam zaproponować jakąś uczciwa stawkę, czyli tyle, ile wynosiło całe wynagrodzenie, bo nikt by nie pojechał za 100 lub 200 euro. Uważam jednak, że redakcja powinna zaoferować sensowną stawkę osobie, która mnie zastępuje, ale też mnie rekompensatę za wszystko, co zrobiłam. Tak się nie stało i to jest taki mój główny zarzut do środowiska dziennikarskiego: żeby nie tylko mówili, że "rozumieją kobiety w takich sytuacjach", ale żeby rzeczywiście szło za tym odpowiednie działanie i uczciwość – także na poziomie wynagrodzenia.